Łódź Stand-up Festiwal. Czy było warto?
Z jednej strony frekwencyjny sukces, z drugiej pytania, czy miasto powinno finansować tego typu rozrywkę - nie milkną komentarze po pierwszym Łódź Stand Up Festiwal, który w Atlas Arenie zgromadził blisko 12 tys. widzów, a z budżetu miasta pochłonął ponad pół miliona zł.
W niedzielny (3.11) wieczór łódzka Atlas Arena zamieniła się w klub komediowy. Gwoździem programu był Wielki Roast Łodzi, czyli zabawa, w której czołowi polscy komicy bez hamulców, często wulgarnie, wyśmiewali miasto. Uderzając tam gdzie boli najbardziej i często - zgodnie z konwencją - przekraczając granicę tak zwanego „dobrego smaku”. Najczęściej standuperzy śmiali się z sypiących kamienic, rozkopanych ulic i korków. Odnoszono się też do słynnej wypowiedzi Bogusława Lindy o "mieście meneli".
Według dyrektora Łódzkiego Centrum Wydarzeń Macieja Łaskiego, głównego organizatora festiwalu - impreza okazała się „strzałem w dziesiątkę”. - Warto było. Salwy śmiechu, które wybuchały po kolejnych dowcipach o tym świadczą. Frekwencja, błyskawiczna sprzedaż biletów, pokazują, że mieszkańcy miasta, regionu, w ogóle publika, oczekuje tego typu rozrywki - mówi Łaski.
Od początku kontrowersje budziła jednak kwestia finansowania. Podnosił ją między innymi łódzki radny PiS Bartłomiej Dyba-Bojarski. - Nie mam nic przeciwko temu, żeby ŁCW sprowadzało podobne imprezy. Z założenia, jeżeli jest to impreza biletowana, powinna się ona samofinansować - dodaje radny PiS.
Dyrektor ŁCW Maciej Łaski zapewnił, że szczegółowe rozliczenia zostaną przedstawione po całkowitym podsumowaniu imprezy. Wiadomo też, że Łódź Stand-up Festvial ma być kontynuowany w przyszłym roku.
Posłuchaj:
ZDJĘCIA, NAGRANIA WIDEO, WIĘCEJ INFORMACJI Z ŁODZI I REGIONU |
Agata Gwizdała/Michał Makowski